Jak pomyslałam tak kliknęłam- dołącz.
Klamka zapadła-ups...w grupie od paru dni, nikogo osobiście nie znam,,,,oj extreme sie szykuje.
Poczytałam co i jak i gdzie, wyszło na to że grupujemy się w podróż autami i spotykamy się na polanie blisko uroczej kafejki.
Barn Cafe, gdzie serwuja ''goulash'' pysznyyyy w cenie £5, a wystrój dodaje uroku temu miejscu.
Martwiłam sie tylko aby to nie był dzień stracony, czyli nie że pojedziemy, pogadamy, trzaśniemy pare kaemów i do domu, bo szkoda by bylo mojego cennego czasu :p ...
Zaskoczenie było bardzo miłe, były dość solidne górki i dolinki,,,mega dużo błotka hehe konkretnego :) .
Ludzie, dla których takie wyprawy to prawdziwa najprawdziwsza pasja, którzy czerpią z tego MOC!.
Zaczarowali mnie normalnie, czułam się po chwili jakbym znała ich cale wieki.
Podsumowując, trening był dla mnie prządny, zakwasów nie było, endorfinki skoczyły wysoko wiec power na nowy tydzień juz jest...
Do domku wrócilam w jednym kawałku, buty jak widać dały radę choć nie są na takie błoto mimo ze w nazwie maja trail ;)...